Przywitanie.


01 kwietnia 2020, 19:04

Na ustach uśmiech a w sercu wiadra pełne łez noszę ….

 

 

 

15.01.2020 r. ->
Dzień który zmienił wszystko w moim życiu ….

 

Od dłuższego czasu rozważałam powrót do blogowego życia.
Jest to dla mnie pewien rodzaj terapii… przeprocesowanie bólu który wciąż
się we mnie tli. Droga moich ostatnich 3 miesięcy była wielkim
życiowym zawirowaniem i zakrętem… przez ten okres wiele razy

Upadałam … nie mając siły wstać … musiałam w sobie znaleźć
resztki pokładu skrywanych sił ,że dziś stoję na dwóch
bardzo chwiejnych nogach…. Stoję i patrzę z lękiem na to co przyniesie
jutrzejszy dzień…. Z nadzieją, że się nie przewrócę i nie połamie .
Bo przecież mam dla kogo żyć … Słyszę z każdej strony.
W głębi serca poczucie mam, że już dawno umarłam…
Mogą twierdzić ,że zrujnowałam mu życie z osobistych pobudek…
Mogą mówić ,że od początku wiedziałam w co się pakuje…
Mogą oczerniać i oceniać…. Żadne ich słowa nie mają dla mnie
znaczenia… A jeśli masz inne zdanie…
To proszę załóż moje buty cofnij się o parę mcy wstecz i przejdź
ścieżką którą ja szłam… Ogarniesz ten ból?

 

Jestem słaba i silna jednocześnie…
Jestem tchórzem i wybitnie odważną kobietą …
Tyle sprzeczności a wszystko w jednej osobie noszę…
W sobie. Ciężar mnie przygniata – codziennie rano wstaje
z poczuciem bezradności … nakładam starannie kamuflaż
bólu… Każdego ranka na nowo rysuje obraz samej siebie
szukając w sobie siły na przeżycie kolejnego dnia…
Po kolejnej bezsennej nocy pełnej łez.
Zastanawiam się czy ktoś nocą słyszy mój przeraźliwy płacz
tuż za ścianą … Czy echo mojego głośnego szlochu
niesie się po korytarzu wśród mieszkańców w przerażającej ciszy….
Są noce kiedy płaczę tak głośno… jakbym miała nadzieję
wyrzucić z siebie cały ten ból… im głośniej tym nadmiaru bólu mniej?
Bywa, że zasypiam na chwilę po czym zrywam się nerwowo z kolejnego
koszmaru … Te noce są dla mnie chłodne i przeraźliwie puste.
A jednocześnie najbardziej odzwierciedlają stan mojej duszy.
To nie życie- to pewien rodzaj wegetacji.
To najcięższa z życiowych ról… jaką przyszło mi odegrać.
Musze oszukać samą siebie by odnaleźć sens by wciąż żyć …

 

Musiałam odstawić tabletki bo całkowicie wyłączały mnie
z prawidłowego funkcjonowania w życiu codziennym…
Zaguszały myśli, niwelowały ból dawały fałszywy obraz rzeczywistości …
Złapałam się na tym, że pozbawiły mnie całkowicie normalnej
formy życia. Może i bywało wtedy łatwiej … ale to fałszywy stan umysłu
tworzony na potrzeby oddalenia wszelkich przykrości za pomocą
złudnych bodźców napędzanych farmakologiczną machiną.
Bałam stać się ich więźniem…

Najlepiej byłoby napisać, że przeszłam na naturalne sposoby
takie jak joga czy medytacja – ale nie jestem taka światowa… więc
zarówno na temat jogi jak i medytacji mogę jedynie poczytać.
W rzeczywistym świecie zmagam się i walczę każdego dnia sama z sobą…
O każdy kolejny dzień o każde poranne wstanie z łóżka…

Najgorzej jest….

 

 

Kiedy wracają wspomnienia- gardło kurczowo mi się zaciska
do tego stopnia, że ciężko przełknąć ślinę .
Automatycznie brakuje powietrza… i atak paniki w myślach mam.
Tęsknie… każdą drobną cząsteczką mojego ciała… mojego umysłu….
Moja Tęsknota ledwo mieści się w przedziale bólu jaki jestem w stanie znieść…
A próg bólu dość spory mam.

 

,,Na wszystko przyjdzie czas…”
,,Z czasem przejdzie”
,,Czas leczy rany”

 

I kiedy wielokrotnie życie pokazało niejednej z Nas, że czas
jest lekarstwem na wszystko… Straciłam zgubne nadzieje, że i tym
razem czas pozwoli uporać mi się ze wszystkim.
W kontekście tego bólu- czas jest jedynie jego wyznacznikiem…
Dziś skończyłoby rok…. Teraz poszło by do przedszkola…
Ciekawy jaki kolor oczu by miało… po Nim czy po mnie.
W czasie tych ostatnich miesięcy zraniłam wiele osób…
Świadomie czy też nie… Z własnego egoizmu czy z cudzego…
Najbardziej skrzywdziłam siebie…
I to ja będę musiała każdego dnia patrzeć na siebie w lustrze…

 

Ja jako kobieta każdego dnia zmagam się z poczuciem beznadziejności-
Czuje, że jako matka zawiodłam na pełnej linii.
Jest mi wstyd … dlatego mimo wszystko nie łatwo mi o tym mówić innym
Staram się zachować resztki przyzwoitości o swojej osobie w głowach
innych …. Jednocześnie zadręczając się ogromnym poczuciem winy…
Obiecałam nie karać się tym każdego dnia… ale nie potrafię inaczej…
Największą winą obarczam właśnie siebie… bo to moje ciało chciało
wydać na świat nowe życie i ostatecznie to do mnie należał finalny wybór….
Zawiodłam siebie …. A potem dążyłam już tylko w stronę własnej destrukcjii.

 

 

Przepraszam … że usunęłam Cię z mojego życia… Nim zdążyłam Cię poznać i pokochać .

 

 

Wiem, że nie znajdę tu ukojenia… nie sposób wierzyć, że będzie mi lżej.
Pragnę jedynie mieć miejsce gdzie będę mogła oczyścić swój umysł wyzbywając się
wszystkich najgorszych myśli… dając upust emocją … Mój blogowy dom…

 

 

 

Witam…


Zapraszam w głąb…

 

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz